Włosi mają taki zwyczaj, że w poniedziałek wielkanocny obowiązkowo wyjeżdżają na zieloną trawkę. Wczoraj niestety cały dzień padało i nie bardzo było jak ale dziś w "święty wtorek" wybraliśmy się w trójkę na zwiad terenów wspinaczkowych. Byłam tam już wprawdzie ale z gallinami a teraz zabrałam chłopaków z planem dalszej eksploracji tej pięknej górki. I co znaleźliśmy? Zameczek/twierdzę/pustelnię.. którą by można potraktować jako niezłe miejsce kampingowe na dwudniowy wpin, ślady kozic i skorpiona. Znaleźliśmy też parę dróg wspinaczkowych, do których szczytów można wejść i założyć bezpieczną asekurację. Ponadto rozpaliliśmy instynkty wspinaczkowe Soheila i szykujemy się na faktyczny wspin następnym razem.
Święta święta i po świętach.. Minęły nam uroczo deszczowo i w akompaniamencie licznych dzieł kinematograficznych. Zagłębiamy się teraz w twórczość irańską. Doprawdy niesamowita, gorąco polecam "trzy kobiety w różnym wieku" z 2008 roku.
Był obrus, biała kiełbasa, ciasta, były też włoskie specjały. Nie objadaliśmy się nadmiernie a wszystkie smakołyki skończyły się wieczorem drugiego dnia świąt. Nic się nie zmarnowało ale nie było także niedosytu. Nasze pierwsze samodzielne święta :-) uważam za udane. Teraz trzeba wrócić do rzeczywistości co oznacza przygotowanie do egzaminu z otorinów który już niebawem.. Tęsknię już trochę za gallinami i za normalnym trybem. W naszym uroczym trójkącie jest strasznie.. trójkątnie :-)