W tym tygodniu postanowiłam zostać w mieście i zobaczyć trochę tego co zobaczyć trzeba. Byłam więc w muzeum kina, podobno jakimś największym we Włoszech czy coś w tym stylu. Znalazłam nawet plakat naszego polskiego "Dekalogu" Kieślowskiego i "Człowieka z żelaza" Wajdy. Tak myślałam że i Włosi słyszeli coś niecoś o polskim kinie, które na arenie międzynarodowej zdaje się być dość znane..
Muzeum można by powiedzieć że trochę mnie zdziwiło. Składa się właściwie z wielu stanowisk z fragmentami filmów, co pozostawia znaczny niedosyt.. chciałoby się je wszystkie zobaczyć w całości. Wystawa mieści się do tego w bardzo ciekawym budynku Mole Antonelliana, który kidyśtam był najwyższym budynkiem w Europie (jeśli się nie mylę i nie w Italii). Konstrukcja coś między Halą Ludową a Wieżą Eiffla :-) tak okiem laika. Wjeżdża się na górę windą ale nie byłam bo akurat widoczność byłą dość słaba. Możliwe że wrócę.
Byłam też w muzeum starożytnego Egiptu. Bez rewelacji aczkolwiek faktycznie jest spore i ma pokaźne zasoby. Myślałam, że po wystawie "klątwa faraona" będzie mnie to bardziej interesować... Ze znajomych eksponatów (czyli takich jakie we Wrocławiu i Warszawie mieliśmy w postaci replik a tu widziałam oryginały) była tylko "kosmetyczka" czyli skrzynia z szeregiem przyrządów do makijażu. Chyba jednak nasza wystawa wzorowała eksponaty na innym muzeum niż to turyńskie.
Ponadto zwiedziłam okoliczne parki z między innymi Wydziałem Architektury Politechniki Turyńskiej, ogrodem średniowiecznym i licznymi fontannami.
W piątek wieczorem byłam na samotnym martini w centrum co się skończyło.. spotkaniem Włocha koło 50 ze standardowym "sei bellissima"... Beh uciekałam szybko. W sobotę natomiast byłam na kolacji w chińskiej knajpce z nowymi znajomymi a mianowicie siostrą Soheila, którego znam z Perugii, ich Mamą i znajomymi siostry. Zostałam fanem sałatki z glonów i innych przysmaków chińskich, poznałam wreszcie kogoś a w niedzielę dostałam od nich rower!!! Teraz więc, tak jak sobie wymarzyłam poruszam się po Turynie na rowerze i obijam sobie pupę :-)
Na koniec weekendu zaliczyłam zimne piwo w parku (oczywiście w plastiku bo inaczej tu się nie da) i obejrzałam (też w parku) dokument o Demetrio Stratos i zespole "Area" czyli o genialnym greckim muzyku który potrafił zrobić ze swoim głosem zadziwiające rzeczy..
Słowem weekend wypełniony po brzegi.. Jednak w następny muszę się wybrać gdzieś fuori..