Od Sieny zaczęliśmy naszą pierwszą włoską wycieczkę. Dojechaliśmy tu z Perugii bardzo sympatyczną drogą szybkiego ruchu która niczym nie różni się od tutejszych autostrad poza brakiem opłat. Zatem od pierwszego wejrzenia lubimy tę trasę. Żeby dostać się do centrum Sieny musieliśmy zostawić samochód na jednym z płatnych parkingów (1,3 euro za godzinę) i następnie wjechać 4-kondygnacyjnymi schodami ruchomymi na szczyt góry gdzie tradycyjnie mieści się Centro Storico. Bardzo nam się spodobało wjeżdżanie schodami do centrum i żałujemy że nikt czegoś takiego nie zbudował w Perugii. Zwiedziliśmy najogólniej wszystko to co się należy: kilka kościołów, Duomo, centralne place, twierdzę. Wypiliśmy kawę na stojąco w jednej z kafejek i spróbowaliśmy sjenajskich lodów. Zajrzeliśmy też koniecznie do kościoła św. Katarzyny Sjenajskiej, mojej patronki. Jednak to co nam się najbardziej podobało to zwyczajne spacerowanie po wąskich uliczkach typowego pięknego toskańskiego starego miasteczka. Jeszcze nienasyceni włoskim klimatem chłonęliśmy niespodziewane zakręty i nieogarnioną architekturę tego centrum. Szczególnie spodobało nam się Duomo, które niestety obejrzeliśmy tylko z zewnątrz. Natomiast twierdza, gdzie poszliśmy z nadzieją przynajmniej na piękny widok okazała się zupełnie nieciekawymi kawałkami muru z widokiem na ogromny parking. Na każdym kroku w Sienie zapraszały nas i kusiły wszechobecne sklepiki ze specjałami. Podobno nie można zwiedzać Sieny bez próbowania tutejszych szczególnych słodyczy serów i salami. Zajrzeliśmy nawet do kilku takich sklepów gdzie wśród specjałów znaleźliśmy między innymi urocze czekoladowe łyżeczki, ale kupiliśmy jedynie bochenek solonego chleba, który zarówno w Umbrii jak i w Toskanii jest dość trudny do znalezienia.
Po kilku godzinkach bądź co bądź wyczerpującego spacerowania schodami i stromymi uliczkami w górę i w dół ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku morza.