Nareszcie przyjechał Kuba.
Aby nie jechać sama do Bolonii zabrałam całą gromadkę współmieszkańców. Mieliśmy coś nawet zwiedzać ale skończyło się na napawaniu się słońcem i zieloną trawką. Pół dnia spędziliśmy w parku po czym zjedliśmy coś i pojechałam po Kubę na lotnisko a ich zostawiłam w centrum. Na razie zgodnie z planem, odebrałam Kubę :-) i razem wróciliśmy do Bolonii. I wszystko dalej byłoby zgodnie z planem ale gdy ruszyliśmy z parkingu usłyszeliśmy trzask... i już dalej nie pojechaliśmy. Jak powiedział Soheil - Kuba chciał latać więc za wysoko wzbił się Peugeotem w powietrze... Otóż pękła nam sprężyna zawieszenia w przednim lewym kole i już nie było mowy o jeździe dalej, a co dopiero powrocie do Perugii. Dogadaliśmy się z polskim ubezpieczycielem, że w sobotę rano podstawią nam lawetę, która zabierze autko do warsztatu i wtedy okaże się co i kiedy mogą dla nas zrobić. Ponieważ jednak Włosi szanują swój czas wolny i nie za bardzo pracują w weekend, musieliśmy zostawić auto w Bolonii a sami wróciliśmy do Perugii autem zastępczym. W poniedziałek czeka nas kolejny kurs do Bolonii i tym razem chcemy wrócić naszym zielonym maleństwem.
Żeby jednak nie było za łatwo, nasze przygody tym się nie kończą. Wprawdzie my z Kubą zostaliśmy na noc w Bolonii (dzięki uprzejmości przyjaciółki Soheila) jednak Marta już w sobotę miała lot z Rzymu do Polski. Zatem Marta, Bogna i Soheil ruszyli o drugiej w nocy pociągiem do Perugii, żeby zdążyć na pociąg do Rzymu (Marta) i w dalszym etapie na samolot do Wrocławia. A z kolei na Bognę czekał w Perugii Majo, bo przecież mieliśmy wrócić wieczorem w piątek... Najpierw taksówka nie przyjechała, potem się okazało że zdążyła już odjechać, przyjechała druga, były czerwone światła.. a na koniec zamknięto na dworcu wszystkie automaty do kupienia biletów... Ferajna wsiadła jednak do pociągu bez biletów, które szczęśliwie udało się kupić u kierownika pociągu.
Ostatecznie Marta o czasie odleciała do Polski, Majo przespał noc w Perugii w samochodzie pod naszym domem, a my piliśmy sojowe mleko na śniadanie. Może nam się teraz samochód zmieści do garażu? Fiat Panda jest nieco mniejszy od Peugeota 306...