Do Aosty dotarłam, ponieważ wydała mi się miastem położonym najbliżej "Gran Paradiso". Okazało się potem że właściwie nie byłam w obrębie rezerwatu tylko nieco na obrzeżach.. ale i tak było pięknie. Całkiem przypadkiem trafiłam w Aoście na festiwal, jak napisałam sztuki użytkowej.. czyli masę pięknych, zupełnie nie przydatnych do niczego rzeczy wyrabianych ręcznie. Głównie drewno ale nie tylko. I trzeba przyznać że naprawdę było no co popatrzeć. Trochę to wszystko przypominało mi naszą sztukę zakopiańską, jednak znacznie bardziej zdobioną. wszędzie wkoło misternie rzeźbione drewno: zabawki, meble, naczynia.. nawet drewniane kwiatki :-) Można było zobaczyć i kupić wiele pięknych rzeczy głównie do kuchni i dla dzieci. O ceny nawet nie pytałam... nie znalazłam bowiem nic naprawdę użytecznego coby mi się podobało :-)
Zrobiłam sobie więc najpierw mały spacer wśród stoisk, wypiłam śniadaniową kawę z croissant'em, posłuchałam ogłoszeń po włosku francusku i w uroczym angielskim w wykonaniu Włocha i poszłam a właściwie pojechałam kolejką w góry.