Cały czas byłam przekonana, że zrobiłam wycieczkę po Gran Paradiso, znanym włoskim parku narodowym.. ale mapa mówi, że byłam tylko na jego obrzeżach. Tak czy tak było pięknie. Najpierw z Aosty wjechałam narciarską kolejką linową do Pila, czyli miejscowości gdzie jeszcze da się wjechać samochodem ale jest to już teren narciarski Alp. Dalej poszłam pieszo. Ciekawe, że ten region jest przygotowany na turystów zarówno w lecie jak i w zimie. W zimie wiadomo narciarsko i snowboardowo, a w lecie wspinaczkowo, turystycznie i dla dzieci i przede wszystkim dla rowerzystów. Mają tam wyznaczone liczne trasy zjazdowe rowerowe i faktycznie jak pieszych jest mało, to rowerzystów widać masowo wjeżdżających kolejką z rowerami :-). Pierwszy raz byłam w Alpach latem i jakoś się nie spodziewałam że tak to będzie wyglądać. Nie zwiedzałam wprawdzie tych miejsc przygotowanych dla letnich turystów ale sam fakt ich istnienia bardzo mi się spodobał.
Na samym początku wędrówki oczywiście się zgubiłam :/ W tamtym rejonie, a może i w całych Włoszech system oznakowania szlaków jest koszmarny! Doceniałam nasze zwyczajne kolorowe szlaki :-) tam są kolory i numery z literkami i cyferkami... i nic się z niczym nie zgadza :-) koszmarek. Jakoś ostatecznie weszłam tam gdzie chciałam, przekonując się, że moja zdolność orientacji w terenie nie jest taka zła. Znalazłam jeziorko alpejskie, połaziłam po laskach i szczytach, czasem z przepaścią po obu stronach.. zrobiłam cały stos zdjęć i ogromnie nacieszyłam się życiem w ciągu tych paru godzin. Na koniec konkretnie zmęczona zjechałam kolejką do Aosty i pociągo-autobusem wróciłam do domu.
Z ciekawych obserwacji-odczuć: z czym mi się kojarzą dźwięki jakie słyszy się wewnątrz jadącej kolejki linowej? ze smakiem chleba mazowieckiego z Bema z żółtą papryką i sałatą lodową :-) a także ze smakiem herbaty z cytryną i cukrem i prince polo. Czyli z nartami :-) i letnie wycieczka po alpejskich szczytach była dla mnie czymś zupełnie nowym. A tym bardziej wycieczka kolejką :-)