Geoblog.pl    kik    Podróże    Perugia 2009/2010    Perugia nocą
Zwiń mapę
2009
14
wrz

Perugia nocą

 
Włochy
Włochy, Perugia
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1457 km
 
Wreszcie udało nam się wybrać we właściwy sposób o właściwej porze na imprezę i po raz pierwszy nie wróciłyśmy zawiedzione, jeszcze przed północą. Otóż w Perugii zwyczaje są takie, że na wieczorną imprezę należy zacząć się wybierać koło godziny 23 bo wcześniej miasto jest puste, kluby są puste i nic się nie dzieje bo albo ludzie JESZCZE śpią przed wieczornymi zabawami albo dopiero zaczynają o nich myśleć. (tzn. mówię o Erazmusach bo o zwyczajach Włochów dowiemy się dopiero w październiku jak wyjadą kursanci językowi do swoich docelowych uniwersytetów a z wakacji wrócą Włosi)
Z dobrymi chęciami, ochotą do zabawy i winem w kartoniku w torebce wyruszyłyśmy 'na miasto'. (Kuba postanowił nie wybierać się z nami więc zaopatrzyłyśmy się wino i makijaże i postanowiłyśmy że tego wieczoru wreszcie kogoś nowego i nie pochodzącego z Polski poznamy (teraz jest tu naprawdę strasznie dużo Polaków)). Pierwszą godzinę spędziłyśmy ciągle zmieniając miejsce pomiędzy schodami a okolicznymi klubami, które jeszcze były całkiem puste. Schodami czyli klasycznym miejscem spotkań gdzie toczy się cały dzień i noc wielkie zasiadywanie picie wina z przyniesionych ze sobą butelek i kartoników oraz piwa w plastikowych kuflach kupionego za 2euro w okienku naprzeciwko. Na tych właśnie schodach kwitnie życie towarzyskie, tu poznaje się ludzi i tu wszyscy się spotykają żeby się zaprawić przed imprezą w lokalu. Ot takie schody, które nota bene prowadzą do katedry w której normalnie odbywają się msze św. Zaczęłyśmy zatem od schodów i kartonikowego wina, dwa razy obeszłyśmy znane i mniej znane nam lokale, wróciłyśmy na schody.. (ok 22:30 jeszcze niezbyt zatłoczone). Robiąc trzebi obchód po knajpach zaczęłyśmy spotykać znajomych którzy właśnie zmierzali na jedną z reklamowanych na ten wieczór imprez czyli na disco po polsku (miały lecieć polskie piosenki w stylu 'jesteś szalona' ale, że impreza odbywać się miała w nielubianym przez nas Merlinie - klasa wrocławskiej WZ - nie planowałyśmy się tam wybrać). Poszłyśmy natomiast do drugiego erazmusowego lokalu, który codziennie kusi zniżkami dla studentów i organizuje różne imprezy na trochę lepszym poziomie niż Merlin. Trafiłyśmy tam na mały kameralny koncercik, czyli dwóch facetów z gitarą i saksofonem, tańczących grających i śpiewających pośród stolików ogródka knajpki. Śpiewali utwory w stylu Gipsy Kings i Simon&Gafunkel a przy tym tworzyli świetny klimat 'włoskiej knajpki' właśnie taki jak sobie wyobrażałam. Zagrali coś w stylu koncertu po czym zrobili przerwę w której gadali z ludźmi, wypijali toasty i tworzyli sami sobą imprezę. Potem się okazało, że jeden z nich trochę zna polski i oprócz niego poznałyśmy jeszcze 4 Włochów, którzy mieli coś wspólnego z Polska (dziewczyna kolega..) i próbowali z nami rozmawiać co było bardzo śmieszne. PO dłuższej przerwie w graniu, gdy większość ludzi już poszła, garstką osób pozostaliśmy i usłyszeliśmy jeszcze mały koncert jazzowy w wykonaniu tych samych facetów, tym razem też z pianinem. Impreza rozeszła się dobrze po 1 w nocy, a my wreszcie byłyśmy usatysfakcjonowane :-). Udało nam się nawet trochę potańczyć. Na zakończenie wieczoru poszłyśmy jeszcze na schody do polskiej ekipy i z kolega z Krakowa wybrałyśmy się na świeże figi, które jak się okazuje rosną tu sobie na drzewach w środku miasta, są dojrzałe i pyszne. Na dobranoc zjadłyśmy jeszcze pół średniej pałki salami i koło 3 poszłyśmy spać. A o 7:25, jak co dzień zadzwonił budzik...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 7 komentarzy7 50 zdjęć50 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
19.07.2010 - 15.08.2010
 
 
31.08.2009 - 09.07.2010